Dziadziuś, który okazał się Murzynkiem
We wtorek był deszczowy dzień, szykowałam się do przyjazdu siostry z rodziną, nagle dzwoni mąż i mówi, że w lesie za Miałami w kierunku Wielenia od dwóch dni koczuje stary piesek. Pierwsza myśl - wakacje, porzucenie.
Zadzwoniłam do znajomego leśniczego, który go znalazł i pojechaliśmy do lasu. Piesek łagodny, przestraszony i głodny. Dał się pogłaskać, ale próby złapania go nieskuteczne, za duże zamieszanie, ponieważ przyjechało kilka osób. Dziadek wybiegł na ruchliwą drogę, sekundy dzieliły go od śmierci. Wycofaliśmy się i wróciliśmy do swoich spraw, widziałam w lusterku jak zmierza na swe miejsce do lasku.
Postanowiłam po około 2 godzinach wrócić tam sama z Marysią. Gdy podjechałam, podszedł do auta, jakby mnie rozpoznał. Nie wychodząc, otworzyłam drzwi pasażera i zwabiłam go przysmakiem. Z trudem wszedł, zjadł i zasnął w aucie. Wróciliśmy do domu, a ja zastanawiałam się, co dalej..
Byłam gotowa go przygarnąć, choć mam już niezły zwierzyniec i dużo obowiązków, ale też siostra wyrażała taką chęć. Dzieci bardzo chciały, by mieszkał z nimi pies.
Przebiegła mi myśl, że jeśli u mnie zostanie nie będzie chodził ze mną i Luizką na długie spacery, bo to Dziadzio i trudno mu się poruszać. Skontaktowałam się też z Oddziałem TOZ we Wronkach, który czekał na zielone światło, by szukać mu domu, wszak został porzucony przez człowieka w lesie, jak myślałyśmy.. I trzeba zrobić wszystko, aby nie trafił do schroniska w Jędrzejewie.
Siostra podjęła decyzję, że zabiera Dziadzia do siebie, to pomyślałam, że warto go zawieźć do mojego weterynarza, by zbadał zwierzę. Stwierdziła, że może go też u siebie zawieźć do lekarza, ale intuicja podpowiadała inaczej.
Pojechaliśmy ze szwagrem, moim siostrzeńcem i psem, który spokojnie siedział w aucie. Gdy weszłam do gabinetu słyszę jak pani weterynarz mówi: "O, Murzynek!". Piesek, jak się okazało uciekł kilka dni wcześniej z posesji po tym jak przestraszył się burzy. Pokonał około 10, jeśli nie więcej kilometrów.
Co za historia, pomyślałyśmy.. Pani doktor powiedziała, że zastanawiała się, kogo tym razem jej przywiozłam.. :)
Pies wrócił do właścicielki ma się dobrze i odpoczywa, a niewiele brakowało, by pojechał pod Szczecin.. I nie taki z niego Dziadziuś, skoro przemierzył taką drogę :).
W lesie |
W drodze do mnie |
Komentarze
Prześlij komentarz